Kościelne Q&A

Prymas, jakiego (nie) znamy

Przed laty kierował do nas wiele budujących słów. Niech one trafią głęboko do naszego serca.

W opowieściach o świętych i błogosławionych chyba zbyt często podkreślamy ich heroiczne czyny, a pomijamy ludzką normalność i słabości, z którymi mierzy się każdy z nas. Nieraz odnosi się wrażenie, że byli to ludzie bezgrzeszni, a przez to bardzo nam odlegli. Bo jak mamy się utożsamić z kimś, kto zawsze długo i gorliwie się modlił, kochał naukę, spełniał sumiennie każde obowiązki i miał wszystkie możliwe dobre cechy? Dlatego ważne jest pokazanie ludzkiej twarzy osób kanonizowanych czy beatyfikowanych. Dzięki temu mogą stać się nam naprawdę bliscy. Spójrzmy w ten sposób na kard. Stefana Wyszyńskiego, którego beatyfikację będziemy przeżywać 12 września.

Kardynał na drzewie?

Czy nauka szła mu gładko? Był człowiekiem dobrze wykształconym, ale swoje lata szkolne wspomina tak: „Pamiętam, że nie bardzo kwapiłem się do książki i nieraz ulegałem obowiązującemu w szkole «kodeksowi karnemu»”. Z uśmiechem na twarzy możemy przeczytać, jak Wyszyńskiego opisuje jego kolega z ławki szkolnej: „Stefan nie był od razu taki święty! Lubił dziewczęta ciągnąć za włosy. A jeśli nie chcieliśmy, aby była klasówka, wylewaliśmy atrament z kałamarzy albo zapychaliśmy go bibułą”. To jednak nie okazało się przeszkodą, aby potem studiował nawet za granicą. Gdy mówimy o młodości prymasa, warto zaznaczyć, że działał aktywnie w harcerstwie i był ministrantem w kościele w Andrzejewie. Był normalnym chłopakiem, który jednocześnie musiał się mierzyć z dużym ciężarem cierpienia. Nie miał łatwego życia. W wieku 9 lat stracił matkę, która umierała na jego oczach. „Matka moja umierała prawie miesiąc – powiedział prymas. My – dzieci – siedząc w szkole, z lękiem nadsłuchiwaliśmy, czy nie biją dzwony kościelne. Dla nas byłby to znak, że matka już nie żyje”. Nie cieszył się też najlepszym zdrowiem. Z powodu choroby płuc miał nawet przełożoną datę święceń kapłańskich, a swoją pierwszą Mszę św. odprawił, jak sam opisywał, „schorowany, ledwo trzymający się na nogach”. W tym wszystkim stać go było na złapanie dystansu do rzeczywistości. Tak przedstawiał sposób spędzania przez siebie wakacji: „«Chwalcie Pana, bo dobry, bo na wieki miłosierdzie Jego». Z tym wersetem chodzę sobie po lesie, po polach, łąkach, a nawet po drzewach, jeśli mi się tak podoba”. Dodajmy jeszcze fakt, o którym niewielu wie. Przez długi czas listy do kard. Wyszyńskiego pisały dzieci z całej Polski. Dowiadywał się z nich, jak wygląda życie polskich rodzin, jakie problemy przeżywają najmłodsi i co sprawia im radość. Na każdy list – jeśli tylko był na nim adres zwrotny – odpisywał. Przyjrzyjmy się teraz, co nam, ludziom młodym, napisałby kard. Wyszyński. Jakie słowa w swoim nauczaniu kierował do młodych?

Nie trać czasu

Myślę, że to, co najbardziej uderza w przesłaniu Prymasa Tysiąclecia do młodego pokolenia, to wiara w młodzież i stawianie jej wysokich wymagań. W Gnieźnie w 1966 r. skierował do młodzieży takie słowa (kto był na spotkaniu w Lednicy, pewnie skojarzy je ze słowami pewnej pieśni): „Wiecie, jak trudno utrzymać się na grani. Wieją tam potężne wichry i szaleją burze. Trzeba mocno trzymać się pazurami rodzinnej skały, aby nie spaść na dno przepaści. Trzeba nie lada wysiłku i bohaterskiego męstwa, aby się ostać. Tylko orły szybują nad graniami i nie lękają się przepaści, wichrów i burz. Musicie mieć w sobie coś z orłów – serce orle i wzrok orli ku przyszłości. Musicie ducha hartować i wznosić, aby móc jak orły przelatywać nad graniami w przyszłość naszej ojczyzny”. Od razu wyczuwamy w tym przekazie rys patriotyczny, nacisk na wierność polskiej tradycji i kulturze. To właśnie ona jest zapewne ową „rodzimą skałą”. Do młodzieży licealnej w 1972 r. powiedział: „Są to duże wymagania, ale stać was na znacznie więcej, pamiętajcie, że w najcięższych sytuacjach naszego narodu zawsze budziły się ruchy młodzieńcze. Wspomnijcie «Filaretów» i «Filomatów», wspomnijcie młodzież powstania listopadowego i styczniowego, a zwłaszcza młodzież powstańczej Warszawy”. Prymas nauczał też o wartości ludzkiej pracy. Jego język był zarazem bardzo prosty: „By móc służyć innym, trzeba coś umieć, dlatego musicie się przede wszystkim uczyć”. Kardynał Wyszyński nie tylko stawiał wymagania, ale też dobrze rozumiał młodzież. Dostrzegał jej młodzieńczy bunt i jednocześnie widział w nim coś znaczniej więcej: pragnienie dobra i prawdy. Z pełnym zrozumieniem wołał do młodych: „Widzimy współcześnie odnawiający się głód ludzi prawdziwych. To znaczy żyjących w prawdzie i miłości; ludzi jasnych, przejrzystych, którzy mają oblicza prawdziwe, a nie zniekształcone kłamstwem. Na takich ludzi czeka młode pokolenie. Nieraz dziwimy się, że ma ono tak mało zaufania do pokolenia starszego. Może młode pokolenie jest przedwcześnie zmęczone atmosferą nieprawdy, kłamstwa, kłamliwości, nieszczerości, faryzeizmu i obłudy, z którą spotyka się tak często?”. Prymas kierował do nas wiele budujących słów. Niech i one trafią głęboko do naszego serca: „Nie trać czasu, gdyż on do ciebie nie należy; życie jest cudowne, a więc i każda w nim chwila. We wszystkim wzbudzaj dobre intencje”.

Ks. Wojciech Biś

Niedziela Młodych 4/2021

Miesięcznik [7/2021]

Jezus kołem ratunkowym

Grudzień to czas podsumowań. Święta, koniec roku zawsze skłaniają do przemyśleń. Ale to także idealny czas na nowy początek. Przecież coś się kończy, a coś innego się zaczyna, prawda?

Czytaj PDF
Polecamy

Selfie smartfonem Boga

Smartfon jest pod ręką, w każdej chwili możesz zrobić sobie selfie – aby znów zobaczyć siebie. Ale czy to, co zobaczysz na wyświetlaczu, będzie prawdą o tobie?

Zobacz